
Zapowiedziany został jako emocjonujący i mocny thriller. Na zapowiedziach się zakończyło, bo reżyser “Prawdziwej historii” zaserwował nam dobrze znane motywy i brak narastającego napięcia charakterystycznego dla tego gatunku filmowego
Twórca “Chinatown” i “Pianisty” zaserwował nam tym razem francuski obraz “D’après une histoire vraie”. W najnowszej produkcji bierze pod warsztat książkę Delphine de Vigan pod tym samym tytułem. Na ekranie widzimy popularną autorkę kilku bestellerów (Delphine), która nie radzi sobie z presją narzucaną przez otoczenie. Czytelnicy i wydawnictwo oczekują kolejnego przeboju, podczas gdy pisarka ma jedynie twórczą pustkę w głowie. Pewnego dnia poznaje Elle, która bardzo szybko zdobywa jej zaufanie. Kobiety zaprzyjaźniają się i Elle zaczyna widocznie wkraczać w życie Delphine.
Mam wrażenie, że Roman Polański przeżywa podobne problemy co bohaterka filmu. Z ekranu bije twórcza niemoc reżysera. Nie bez powodu odnosiłam wrażenie, że widzę w filmie dobrze znane motywy z innych kinowych klasyków. Nie będę zdradzać tytułów z obawy, żeby nie zasugerowały one zakończenia. Nie chcę tu za bardzo winić Polańskiego, bo opierając się na książce nie miał też dużego pola do popisu pod względem zmian w scenariuszu. Jednak i tak można zarzucić mu wiele. Głównym zarzutem jest z pewnością brak napięcia, którego widzowie oczekują od thrillera. Historia toczy się leniwie, a kolejne wątki nie wzbudzają w widzu większych emocji. Zagrania reżyserskie również wydają się bardzo oklepane. Nie zobaczymy tu zaskakujących zabiegów i nowatorskich rozwiązań. Żeby nie było tak gorzko, to można podkreślić, że tak czy inaczej Roman Polański odwalił swoją robotę. Fabuła się kleiła i film był z pewnością poprawny. Akcja momentami ciekawie przyspieszała, jednak tylko i wyłącznie po to, żeby za chwilę nieznośnie zwolnić.

Romań Polański przedstawia historię popularnej pisarki Delphine, która od pewnego czasu narzeka na brak twórczej weny. (fot. youtube.com)
Na aktorskim podium stawiam Evę Green, która grała w filmie Elle. Była tajemnicza, niezwykle zmysłowa i inteligenta, czyli taka jakiej oczekiwałam. Na jej tle słabo wypada Emmanuelle Seigner, której przypadła rola głównej bohaterki Delphine. Ciężko uwierzyć w emocje, które nam prezentuje. Żona Polańskiego wypadła sztucznie, była niezbyt przekonująca w swoich żalach i bólach.
Wiem na co stać Romana Polańskiego i nie mogę mu zarzucić talentu. Wydawało mi się jednak, że produkcja ta robiona była z pośpiechem i bez finezji. Mimo wszelkich zarzutów z mojej strony nie mogę powiedzieć, że jest to film zły. Oglądało się go stosunkowo dobrze, lecz zabrakło przytupu i mocnego zakończenia.
Facebook
Twitter
Instagram
RSS